Już od kilku lat trwa intensywny spór, który rodzi się wraz z nadchodzącymi świętami.
Choć do Wigilii pozostały jeszcze dwa tygodnie, a nasze głowy zajmuje wybór choinki, stawy rybne pustoszeją w zastraszającym tempie. Już od początku grudnia hodowcy przygotowują się do odłowu symbolu polskich świąt – karpia. Analitycy ostrzegają, że w tym roku możemy zapłacić za kilogram tej ryby średnio nawet 13-14 złotych! Wszystko za sprawą „tradycji”, która swój początek ma jeszcze w czasach ubiegłej epoki. – Karp na święta musi być! – powtarzają Polacy stojąc w kilkudziesięciu metrowych kolejkach supermarketów, nakręcając wskaźniki podaży i popytu.
I tu pojawia się kolejny dylemat – żywy czy martwy. W latach, gdy sklepowe póki zajmował wyłącznie ocet i socjalizm karpia kupowało się gdy tylko nadarzyła się okazja. Gwarantem jego świeżości było przedłużanie rybiej egzystencji w domowej wannie. Zakaz kąpieli był niczym w porównaniu z atrakcją jaką stał się główny aktor świąt pływający spokojnie w zimnej wodzie. Najmłodsi nadawali imiona swym nowym łuskowatym przyjaciołom. Podekscytowana rodzina przyglądała się czy ryba nadal żyje i dotrwa do świąt. Gdy nadchodził kulminacyjny moment, głowa rodziny zabierała do łazienki zestaw nóż-młotek… I tu zaczyna się protest obrońców zwierząt, ekologów i zwykłych obywateli. Skoro obecnie towaru jest pod dostatkiem to po co męczyć karpia? Niehumanitarny transport w reklamówkach, przetrzymywanie w wannie, brak natlenionej wody – to główne argumenty przeciwników tej świątecznej tradycji.
Właściwie za sprawą polskiej interwencji karp jest jedynym żywym zwierzęciem sprzedawanym w UE na ubój dla klientów indywidualnych. To pokazuje jak istotną rolę odgrywa w naszej kulturze. Czy jednak przyzwyczajenia są warte takiego traktowania zwierząt? Wielu bez namysłu odpowie, że nie! Jednak, gdy wyobrażą sobie pustą wannę bez karpia szybko zmieniają zdanie. W końcu to wieloletni rytuał przynoszący na myśl dzieciństwo – po co go zmieniać. Bo rzeczywistość wokół nas jest już zupełnie inna. Powody, dla których powstała wspomniana tradycja odeszły w zapomnienie – świeży karp jest wszędzie i nikomu go nie zabraknie. Nie chodzi tu o histeryczny apel ratowania życia. W domach zagościły nowoczesne lodówki i zamrażarki, dlatego może warto w ramach kompromisu ukrócić jego cierpienia już w supermarkecie?