Kolejna w tym roku ofiara jeziora Dzierżno

0

Ciało 65-letniego mężczyzny znaleziono wczoraj w jeziorze Dzierżno Małe. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyzna utonął – nie ma bowiem śladów działania osób trzecich. Zlecono sekcję zwłok.

To niestety kolejna ofiara wody w tym roku. Tragicznie dla 21-latka zakończyła się majówka, którą wraz ze znajomymi również spędzał nad jeziorem Dzierżno. 21-letni mężczyzna późnym wieczorem oznajmił znajomym, że idzie się kąpać – w niedzielne przedpołudnie policja otrzymała informację, że mężczyzna zaginął.

Na miejsce zostali wezwani płetwonurkowie, którzy po przeszukaniu zbiornika wyłowili zwłoki mężczyzny.

Okradli samych siebie. Narzędzia zniknęły w kilka minut

1

Zleć firmie remont klatki schodowej, po czym ukradnij im narzędzia – taką logiką kierowali się mieszkańcy jednego z osiedli w Knurowie.
W klatce schodowej przy ul. Kosmonautów prowadzony był remont. Pracownicy, którzy go wykonywali dosłownie na chwilę opuścili swoje miejsca pracy i udali się do piwnicy pozostawiając narzędzia. Chyba nie spodziewali się, że są aż tak bacznie obserwowani, bowiem kiedy wrócili po zaledwie kilku minutach okazało się, że zniknęły elektronarzędzie o wartości ponad 3 tys. złotych.

Na miejsce wezwano policjantów, którzy w pierwszej kolejności zajęli się przeszukaniem mieszkań budynku, w którym odbywał się remont. Szybko okazało się, że sprzętem „zaopiekowali” się 46- i 49-latek.

Podobna sytuacja miała miejsce w Gliwicach w rejonie ul. Uszczyka. Tam funkcjonariusze zatrzymali 39 latka, który jest podejrzany o kradzież wartej 2 tys. zł. zagęszczarki z jednej z budów.

Jak twierdzą policjanci takie sytuacje niestety zdarzają się coraz częściej. Wszystkim zatrzymanym grozi kara więzienia do 5 lat.

Sośnica: zabił wnuka. Sprawa zostanie umorzona

1

Po trzech miesiącach śledztwa prokuratura w Gliwicach postanowiła umorzyć śledztwo w sprawie tragedii, jaka w marcu tego roku miała miejsce w Sośnicy. Dziadek zabił wtedy swojego wnuka i ciężko ranił żonę.

Powodem umorzenia śledztwa w tej sprawie jest śmierć sprawcy, który tego samego wieczoru popełnił samobójstwo skacząc z okna swojego mieszkania. Kluczowe w sprawie były zeznania ranionej przez 62-latka kobiety, która opowiedziała śledczym o tym, jak wyglądał tamten wieczór. Kobieta twierdzi, że pomiędzy nią a mężem doszło do ostrej awantury na temat relacji wnuków z ich biologicznym ojcem. W wyniku kłótni mężczyzna miał wpaść w szał – kobieta twierdzi, że nigdy wcześniej nie widziała męża w takim stanie.

W marcowy wieczór ogólnopolskie media obiegła wstrząsająca informacja o rodzinnej tragedii w Gliwicach. Do zdarzenia doszło w Sośnicy, w budynku przy ul. Wiślanej. Około godziny 19.30 do mieszkania na 4 piętrze wrócił 62-letni, prawdopodobnie pijany mężczyzna i od razu wszczął awanturę. W jej trakcie rzucił się z nożem na swoją 61-letnią żonę i ciężko ją ranił. W obronie babci stanął 14-letni wnuk, którego mężczyzna dźgnął nożem – chłopca niestety nie udało się uratować. Następnie 62-latek wyszedł na balkon i popełnił samobójstwo skacząc z czwartego piętra. Kobieta w bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala.

O całej sprawie sąsiadów powiadomił 9-letni brat zasztyletowanego nastolatka, który w trakcie awantury wybiegł z mieszkania.

Dziadkowie byli dla braci rodziną zastępczą. Matka chłopców nie żyje, ojciec natomiast odsiaduje wyrok 25 lat więzienia za zabójstwo, którego dokonał w 2009 roku.

Z relacji sąsiadów wynika, że w rodzinie do tej pory nie działo się nic złego. 62-letni mężczyzna co prawda miał kiedyś problemy z alkoholem, ale sobie z tym poradził. Zdarzało się jednak, że sporadycznie zaglądał do kieliszka i wtedy podobno stawał się nieobliczalny. Niestety tym razem alkohol doprowadził do tragedii.

źródło: RMF FM

 

 

 

Kultura na drogach? Pomarzyć można – FILM

0

Komenda Miejska Policji w Gliwicach prowadzi dziś akcję NURD – czyli Niechroniony Uczestnik Ruchu Drogowego, która ma na celu wychwytywanie i karanie kierowców, którzy niewiele robią sobie z przepisów ruchu drogowego. Film z monitoringu dokumentujący jedną z sytuacji potwierdzających kompletny brak wyobraźni kierowcy opublikowała gliwicka drogówka.

Widać na nim, jak kierujący Toyotą Auris nie specjalnie przejął się faktem, że samochód jadący przed nim zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. Kierowcy białej Toyoty tak bardzo się spieszyło, że ominął z prawej strony ustępujący pierwszeństwa pieszym samochód. Mało brakowało a doszłoby do potrącenia.

To już drugie włamanie do hotelu w ciągu kilku dni

Wczoraj po godzinie 14.00 policjanci z II komisariatu zatrzymali kolejnego włamywacza, który okradał hotel „Leśny” w rejonie ulicy Toszeckiej.

Tym razem okazał się nim być 37-letni mieszkaniec województwa łódzkiego, który wypchnął okno w pomieszczeniu gospodarczym hotelu „Leśnego”, wszedł do środka i zdemontował metalowe elementy wyposażenia. Wprawdzie na miejscu nie było tym razem policjanta z psem, jak podczas włamania sobotniego, ale na szczęście znalazł się anonimowy świadek, który zawiadomił policję. Włamywacza zatrzymali funkcjonariusze z II komisariatu.

To już drugie włamanie do tego hotelu w przeciągu ostatnich kilku dni. W minioną sobotę dwóch włamywaczy wybrało się tam na „robotę”. Wynieśli już prawie cały łup, gdy na ich drodze stanął człowiek z psem. Aby zakończyć sprawę, włamywacze sami poprosili mężczyznę, który ich zatrzymał, o skorzystanie z ich telefonu i zadzwonienie pod numer 997…
Mężczyźni w wieku 19 i 36 lat nie przewidzieli, że tak pechowo skończy się ich włamanie do budynku hotelu Leśnego w Gliwicach.

Hotel „Leśny” jest idealnym punktem dla potencjalnych złodziei. Obiekt znajduje się na uboczu, na zalesionym terenie i od dłuższego czasu czeka na nowego właściciela. Sprawcy wybili szybę w oknie i z wnętrza ukradli instalację miedzianą klimatyzatorów. Skradzione mienie wynosili już z pomieszczeń, kiedy na ich drodze stanął mężczyzna. Był to policjant w czasie wolnym od służby, który akurat spacerował z psem. Rozpoznał on w jednym z mężczyzn zatrzymywanego już przez siebie wcześniej włamywacza. Po krótkiej wymianie zdań policjant obezwładnił włamywaczy, w czym sprawnie mu asystował pies rasy cane corfo. Po zatrzymaniu otrzymał komendę pilnowania podejrzanych. Ujęci już po chwili przekonali się, że nawet najmniejszy ruch nie jest przez psa tolerowany. A ponieważ policjant nie posiadał przy sobie telefonu, aby zawiadomić służby patrolowe, wykazali się inicjatywą – zaproponowali swoje „komórki”, by jak najszybciej zakończyć niewygodną dla nich sytuację.
I nic dziwnego: nikt nie chciałby spotkać się z psem rasy cane corso w akcji. Jest on specjalnie szkolony przez policyjnych specjalistów z Polski i z Czech.

Pies policyjny

Podobno został okradziony. Wpadł podczas przesłuchania

Przychodzi Pan na komendę i opowiada, że został pobity i okradziony z telefonu komórkowego.  Mieli go napaść dwaj młodzi mężczyźni. Rzekomy poszkodowany popisał się sporą wyobraźnią, bowiem podał nawet ich szczegółowe rysopisy. Oficer dyżurny zgodnie z przepisami natychmiast skierował patrole do poszukiwania rzekomych przestępców. Jak się później okazało niepotrzebnie.

W trakcie przesłuchania 30-latka na komendę zgłosił się inny mężczyzna, który znalazł na ulicy telefon i chciał go oddać policjantom. Jak się okazało rozpoznał on zgłaszającego rzekomy rozbój mężczyznę i potwierdził, że to właśnie z jego kieszenie podczas wsiadania na skuter wypadł telefon. Kiedy 30-latek dowiedział się, że z ofiary stał się przestępcą minę musiał mieć nie tęgą.

Niestety, jak twierdzą policjanci podobnych przypadków jest coraz więcej. Często właściciele zawiadamiają o kradzieżach smartfonów, choć tak naprawdę zostawili je na stolikach w lokalach, w autobusach lub gdzieś zgubili. Powody takich zmyślonych zawiadomień są różne. Najczęściej to chęć odzyskania telefonu. „Poszkodowani” bowiem liczą, że nie poniosą kosztów u operatora. Wśród użytkowników telefonii komórkowej krąży bowiem mit, że zaświadczenie z policji o kradzieży zwalnia z umowy z operatorem.

Prowadzone w sprawach dochodzenia pozwalają ustalić prawdziwą wersję wydarzeń. Kosztują jednak dużo pracy i angażują śledczych, którzy mogliby koncentrować się na prawdziwych przestępstwach.
Przestrzegamy! W takich przypadkach „pokrzywdzony” staje się podejrzanym i odpowiada za zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie oraz za składanie fałszywych zeznań, za co grozi do 3 lat pozbawienia wolności.

Nie zostawiaj dziecka w piekarniku. Nawet na chwilę!

Upalny, długi weekend już za nami. Choć dzisiaj temperatura nieco spadła i możemy odpocząć od wysokiej temperatury, to – jak twierdzą synoptycy – największe upały dopiero przed nami. Jak co roku wraca więc temat zostawiania dzieci i zwierząt w rozgrzanych samochodach. Czym to może grozić? Wydawałoby się, że nikomu nie trzeba tłumaczyć, wciąż jednak zdarzają się takie przypadki.

Apelujemy! W upalny dzień samochód pozostawiony na zewnątrz jest śmiertelną pułapką dla każdej znajdującej się w środku osoby czy zwierzęcia. Nie zdajemy sobie sprawy, że zamknięcie kogoś na tak małej, rozgrzanej przestrzeni jest naprawdę bardzo niebezpieczne. Wystarczy kilka minut w takim samochodzie, by w organizmie zaszły nieodwracalne zmiany. Temperatura rośnie w błyskawicznym tempie. Jest to szczególnie niebezpieczne dla małych dzieci. Przy temperaturze ciała wynoszącej 40 stopni Celsjusza jego narządy wewnętrzne przestają działać. Gdy słupek rtęci dosięgnie 41,5 stopni, dziecko umiera. Tymczasem we wnętrzu auta może być nawet 90 stopni!

Czym może grozić zostawienie psa w zaparkowanym w pełnym słońcu pojeździe? Odwodnieniem, przegrzaniem, udarem słonecznym, a w najgorszym wypadku uduszeniem. I wcale nie potrzeba do tego dużo czasu, nierzadko wystarczy kilkanaście minut, by pies zaczął odczuwać działanie wysokiej temperatury.

Powinniśmy mieć świadomość tego niebezpieczeństwa i interweniować wtedy, gdy zauważymy uwiezione w rozgrzanym samochodzie dziecko czy zwierzę. Jeżeli jesteśmy świadkiem takiego zdarzenia zadzwońmy pod bezpłatny numer telefonu Straży Miejskiej 986 lub numer 112. Strażnicy Miejscy z Gliwice, będą także zwracać szczególną uwagę na samochody zaparkowane nie tylko pod hipermarketami, ale w trakcie codziennej służby patrolowej. Twoja prawidłowa reakcja może uratować komuś życie.

dziecko w aucie

 

Małżeństwo z Gliwic zostało zakopane żywcem!

Przez 14 lat małżeństwo z Gliwic uchodziło za zaginione. Ciała małżonków znaleziono w lesie. Oboje zostali pochowani żywcem. Zaginione 14 lat temu małżeństwo z Gliwic zostało odnalezione! Niestety, Zbigniew i Dorota Sobańscy, właściciele baru w Gliwicach, nie żyją. Ich grób znaleziono w lesie niedaleko Gliwic.

Ta głośna przed laty sprawa pozostawała zagadką. Małżeństwo zaginęło 13 września 2001 roku. Ich opla vectrę znaleziono na ul. Żabińskiego. W środku były łopaty i dwie kominiarki. Przez lata nie udało się rozwiązać tajemniczego zniknięcia gliwiczan. Wiadomo było jedynie, że mieli spore, jak na tamte czasy długi, sięgające 80 tys. zł.

Dzisiaj wiadomo, że zginęli śmiercią tragiczną, właśnie z powodu niezapłaconych rachunków swoim wierzycielom. Sprawę rozwikłali policjanci z KWP oraz śledczy z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Z rzeczy znalezionych w samochodzie Sobańskich wygenerowano kod DNA jednego ze sprawców – Bogdana G. To on porwał małżeństwo, by odzyskać długi. Zrobił to na zlecenie innych osób – Romana C., Tobiasza W. i Piotra S.

To ci ostatni nie mogąc odzyskać kasy zakopali małżeństwo żywcem w ziemi, w lesie pod Gliwicami. Ich ciała odnaleziono w tym tygodniu. Dwóch sprawców: Roman C. i Tobiasz W. odsiaduje wyrok dożywocia za inne zabójstwo. Teraz usłyszą kolejne zarzuty za śmierć Sobańskich. Dwaj pozostali sprawcy odpowiedzą za porwanie.

źródlo: fakt.pl

Nowe rozwiązania na feralnym skrzyżowaniu. Czy to pomoże?

Po serii tragicznych w skutkach zdarzeń na skrzyżowaniu ulic Czołgowej i Strzelców Bytomskich Zarząd Dróg Miejskich w Gliwicach wprowadza dodatkowe rozwiązania mające poprawić bezpieczeństwo na tej „krzyżówce”.
W ostatnich dniach na wszystkich wlotach skrzyżowania ustawiono znak o treści „Uwaga wypadki”. Dodatkowo na drogach podporządkowanych czyli w ciągu ul.Czołgowej wprowadzono ograniczenie prędkości do 40 km/h oraz wymalowano linie wibracyjne.
Linia pozioma STOP została odnowiona farbą zmieszaną z mikro-kulkami szklanymi, aby była bardziej widoczna po zmroku.
W najbliższym czasie wprowadzony zostanie także aktywny znak STOP z zasilaniem solarnym i czujnikiem ruchu, umieszczony na wysięgu. Samochód dojeżdżający do skrzyżowania spowoduje jego uruchomienie.
Wprowadzone rozwiązania zwiększą poziom bezpieczeństwa ruchu drogowego przy wykorzystaniu dodatkowego efektu akustycznego, wibracyjnego i wizualnego.

strzelcow_czolgowa2

Przypomnijmy, że początku maja br. doszło na tym skrzyżowaniu do tragicznego wypadku. 42-letnia mieszkanka Pyskowic odwoziła Fordem Fiestą swoją 8-letnią córkę i 9-letniego syna do szkoły w Gliwicach. W prawidłowo jadącą ulicą Strzelców Bytomskich Fiestę uderzył z lewej strony ciężarowy Renault Magnum, który nie zatrzymał się przed znakiem STOP na ulicy Czołgowej. W wyniku silnego uderzenia bocznego samochód prowadzony przez kobietę dachował i wpadł do rowu. Kobieta niestety zginęła na miejscu, jej 8-letnią córkę w ciężkim stanie śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportował do Szpitala Wielospecjalistycznego w Sosnowcu, chłopiec natomiast trafił do szpitala w Gliwicach.

wypadek1

Policja od dłuższego czasu apeluje do zarządcy drogi o zaplanowanie i budowę ronda, lub przynajmniej wprowadzenie tymczasowych rozwiązań, które poprawiłyby bezpieczeństwo w tym miejscu. Z informacji jakie uzyskaliśmy w Zarządzie Dróg Miejskich w Gliwicach wynika, że budowa ronda na skrzyżowaniu ulic Strzelców Bytomskich i Czołgowej została ujęta w obowiązującej Wieloletniej Prognozie Finansowej z okresem realizacji przypadającym na lata 2017/2018. ZDM jednak dysponuje już projektem budowy ronda. Obecnie prowadzone są procedury zmierzające do uzyskania Decyzji Zezwalającej na Realizację Inwestycji Drogowej.

 

Chciała sprawdzić przyszłość. Straciła biżuterię

Okazuje się, że ciekawość może bardzo słono kosztować. Któż z nas nie chciałby poznać swojej przyszłości? Z tego samego założenia wyszła 60-letnia mieszkanka Gliwic, którą zaczepiły dwie kobiety ubrane w charakterystyczne, długie, kwieciste spódnice. Oszustki zaproponowały starszej kobiecie wywróżenie przyszłości w – trzeba przyznać – dosyć nowatorski sposób. Kobieta miała zawinąć w chustkę swoje kosztowności i przekazać je „wróżbitkom”.

W chustce znalazły się więc złote kolczyki, dwie obrączki oraz 100 zł. Nietrudno się domyśleć co się stało, kiedy kobieta przekazała oszustkom kosztowności, których wartość wyceniono na 2100 zł…

Nękał kobietę telefonami. Trafił do aresztu

Pyskowiccy policjanci namierzyli i zatrzymali mężczyznę, który prześladował telefonicznie 40-letnią mieszkankę Toszka. Kobieta zaczęła obawiać się o swoje życie i zdrowie, więc zgłosiła sprawę pyskowickim stróżom prawa.

W trakcie dochodzenia ustalono, że stalker codziennie, od kilkunastu dni nękał swoją ofiarę. Telefony stawały się coraz bardziej uciążliwe, a gdy pojawiły się groźby pozbawienia zdrowia, a nawet życia, poszkodowana zdecydowała się zgłosić fakt organom ścigania.

Podejrzany 44-latek trafił do policyjnego aresztu. Odpowie teraz przed sądem. Grożą mu nawet 3 lata pozbawienia wolności.

Mężczyzna na Radiostacji. Ściągali go antyterroryści

Wczoraj o godzinie 22.00 policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach otrzymali zgłoszenie o mężczyźnie, który wdrapuje się na gliwicką Radiostację. Na miejsce natychmiast wysłano policyjny patrol, negocjatora, karetkę pogotowia i oddział antyterrorystyczny.

31-letni mężczyzna miał ze sobą transparenty, które próbował rozwiesić na wysokości 30 metrów.

Wielogodzinne negocjacje nie przyniosły pożądanego rezultatu, dlatego antyterroryści użyli specjalnego reflektora, który na tyle oślepił mężczyznę, że ten nie zauważył momentu wejścia służb na wieżę. Na wysokości 30 metrów został on obezwładniony i metodami alpinistycznymi sprowadzony na dół.

Akcja zakończyła się o godziny 4.00 a mężczyzna został zabrany do Szpitala Psychiatrycznego w Toszku.

fot.rockfilms