Marek Bieniek

0

„ZGODA I PRZYSZŁOŚĆ” Wygra w Gliwicach?

Prezes Stowarzyszenia „Zgoda i Przyszłość” w Gliwicach.
Marek Bieniek jest politologiem, ukończył studia doktoranckie na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Studiował również na Politechnice Śląskiej w Gliwicach i Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Obecnie pracuje jako pośrednik i doradca na rynku nieruchomości.

Jaki cel działania ma Stowarzyszenie „Zgoda i Przyszłość”
Zasadniczym celem działania ZiP jest konsekwentne realizowanie zadań określonych w statucie, w szczególności dążenie do integracji środowisk społecznych, gospodarczych oraz grup mających na celu rozwój kultury w szerokim znaczeniu tego słowa.

Startowaliście w wyborach samorządowych…
Tak, to prawda, stowarzyszenie przed wyborami tworzy komitet wyborczy wyborców, o tej samej nazwie. W obecnej rzeczywistości, bez wsparcia politycznego trudno jest cokolwiek osiągnąć.

Jest Pan członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego i wiem, że był Pan kandydatem PSL na stanowisko prezydenta miasta, dlaczego Pan nie wystartował?
Poparliśmy Pana prezydenta Zygmunta Frankiewicza

Nie można wygrać z Zygmuntem Frankiewiczem?
Nie jest to łatwe zadanie, na początek musiałaby powstać szeroka koalicja, na czele której stanąłby dobry kandydat, a nie ktoś z „łapanki”, jak to miało miejsce ostatnio w jednym z komitetów

Którym?
Poproszę o następne pytanie

Co Pan sądzi na temat ostatniego referendum?
Pełna amatorszczyzna

ZiP jest bardziej popularne w powiecie gliwickim, w Gliwicach niewiele osób o nim słyszało.
Stowarzyszenie „Zgoda i Przyszłość” jest znanym „graczem” w polityce samorządowej powiatu gliwickiego. W ostatnich wyborach zdobyło ponad 11 tysięcy głosów, co dało zwycięstwo i pozwoliło uzyskać 8 z 23 mandatów wyborczych, przed Platformą Obywatelską, która otrzymała 7 mandatów. Wystarczyło to na utworzenie koalicji ZiP i PO. Starostą został Michał Nieszporek z PO, a Wicestarostą Waldemar Dombek z ZiP.

Jaki plan w przyszłorocznych wyborach ma ZiP w Gliwicach?
Stowarzyszenie buduje w Gliwicach swe struktury od podstaw, nie wiem na dzisiaj, czy wystartujemy sami czy zbudujemy koalicję, ale na pewno część naszych członków wystartuje w wyborach

Jakiś program dla Gliwic już jest?
Budownictwo mieszkaniowe, jest to najważniejsza sprawa w Gliwicach, o której nic się nie mówi. Miasto się wyludnia, a przecież z naszych podatków żyje. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi pracuje w Gliwicach, a w nich nie mieszka. Czy komuś chciałoby się dojeżdżać kilkadziesiąt kilometrów do pracy, gdyby mógł zamieszkać w naszym mieście? Ceny działek budowlanych są kosmiczne, ale dlatego, że jest ich mało. Budownictwo wielorodzinne praktycznie nie istnieje.

Będzie Pan kandydował na prezydenta Gliwic?
Jak powiedziałem wcześniej, ZiP na dziś nie ma konkretnych ustaleń co do wyborów, ale kandydatem na prezydenta zawsze jest lider komitetu wyborczego.

Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.

[TV] M. Golbik pierwszym gościem nowego programu

0

To pierwszy taki program. Oprócz komentarzy na temat bieżących wydarzeń, porozmawiamy również z zaproszonymi gośćmi. Będą też sondy uliczne, w których gliwiczanie będą mogli zabrać głos w najważniejszych sprawach.

W premierowym wydaniu Marta Golbik posłanka .Nowoczesnej z Gliwic.

Już za tydzień wizytę w programie zapowiedział Borys Budka, były minister sprawiedliwości, z którym porozmawiamy m.in. o kondycji gliwickiej Platformy Obywatelskiej.

Program prowadzą Marek Morawiak oraz Łukasz Fedorczyk.
Współpraca przy realizacji: Restauracja Majer oraz Rock Films

Karo Glazer

0

Z Gliwic na największe europejskie sceny…

Karo Glazer

W lutym 2010 roku została nagrodzona przez Polską Akademię Muzyczną wkategorii„DebiutRoku”.Otrzymała także nagrodą specjalną za muzyczne dokonania na europejskich scenach. Amerykański miesięcznik Singer Universe, typującym najlepszych wokalistów, uznał ją za jedną z 5 najlepiej rokujących wokalistek na świecie, będąc jednocześnie pierwszą Polką,której ten laur został przyznany. Karo Glazer jest jedną z najoryginalniejszych artystek jazzowych ostatnich lat. Konsekwentnie tworzy swój własny, unikalny, muzyczny język, charakterystyczny tylko dla niej. Jest wokalistką, kompozytorem, aranżerem i producentem w jednej osobie.

Pozwolisz, że opowiem Ci krótką historię, którą słyszałem z ust mojego taty. Dawno, dawno temu kiedy oboje byliśmy bardzo mali albo wcale nas jeszcze nie było, mój tato jadąc tramwajem przez Gliwice przedstawił, wtedy swojej dziewczynie, dzisiaj mojej mamie, młodego chłopaka -„To jest Staszek Sojka, już niedługo usłyszy o nim cała Polska i nie tylko.” Kilka lat temu, kiedy usłyszał płytę Normal powiedział to samo o Tobie.
Podziękuj proszę Tacie za komplement i przekaż, że bardzo mi miło! Gdy dowiaduję się, że ktoś powiedział coś takiego na mój temat, motywuje mnie to po stokroć! Jestem tym typem człowieka, na którego znacznie lepiej działa marchewka niż bat. Komplementy mnie inspirują do jeszcze cięższej pracy. Nie wiem czy usłyszy o mnie cała Polska, ale wiem, że muzyka nie zna granic… i choćby z tego powodu warto się nią zajmować. To jest powołanie. Moje doświadczenia wypływające z wydania pierwszej płyty nauczyły mnie, że świat jest otwarty na nas. Jedyne co powinniśmy zrobić, to otworzyć się na niego!

Czemu nie zostałaś architektem? Dostałaś się na gliwicki wydział na pierwszym miejscu, dobrze pamiętam?
Faktycznie, byłam gdzieś wysoko, ale szczerze powiem, że to było tak dawno temu, że już nie pamiętam… Zresztą nie jestem fanką tabelek z numerkami, rywalizacji, konkursów itp. Po prostu tego dnia miałam dobry dzień i się udało. Architektura i grafika są mi nadal bliskie, ale bardzo szybko, bo już na drugim roku studiów zrozumiałam, że muzyka jest ważniejsza. Zawsze mówię, że to nie ja wybrałam muzykę, a ona mnie. Ja naprawdę chciałam być architektem… ale odkryłam inne powołanie i nagle to co było niby zabawą w moim życiu, stało się jego sensem. Mało kto wie, ale muzyka towarzyszy mi nieprzerwanie od dzieciństwa. Jako nastolatka bez przerwy grałam na gitarze – nie rozstawałam się z nią. Zawsze kochałam muzykę… ale nie wiedziałam nawet, że w życiu można zarabiać pieniądze grając… (śmiech). Po prostu lubiłam śpiewać i grać i to dawało mi frajdę. Poznawałam fajnych ludzi i przede wszystkim mogłam być sobą. Nie myślałam o karierze… po prostu muzyka dawał mi wolność. Do dzisiaj pamiętam ten moment, gdy mój tato stojąc w kuchni opowiadał mi o czterech chłopakach z Liverpoolu. Miałam wtedy zaledwie pięć lat, a pamiętam jakby to było wczoraj. Tato pokazywał mi różne rodzaje muzyki. Nie stawiał barier pomiędzy gatunkami i tak się kształtowały moje upodobania. Mama pomagała mi natomiast realizować moje pasje i zawsze mnie wspierała. Wszystko to za pewne sprawiło, że jestem dzisiaj tym kim jestem.

To już 5 lat od Twojej pierwszej płyty „Normal”, która znana była bardziej na zachodzie niż w kraju. Teraz ukazała się druga płyta, zatytułowana „Crossings Project”. Jesteś zakochana? W promocyjnym wideo „The Magic of Life” tryskasz energią i radością.
Nie wiem do końca na czym to polega, ale mam zdolność pisania optymistycznej muzyki. Mam wrażenie, że nawet gdy śpiewam utwór liryczny z melancholijną puentą, to i tak na końcu pojawia się w nim słońce. To chyba dar… Od wielu krytyków usłyszałam, że „Crossings Project” to jedna z najoptymistyczniejszych płyt wydanych w Polsce od wielu lat. Fantastycznie się czuję, gdy publiczność tak odbiera moje piosenki. Ja po prostu głęboko wierzę w to, że najważniejsze jest w muzyce dawać. Nie ma nic ważniejszego od przekazu…Od emocji. To one nadają sens dźwiękom.

Nowa płyta jest odmienna w stylistyce od poprzedniej, ale przede wszystkim jest perfekcyjnie wyprodukowana. Ty i muzycy brzmicie powalająco. Kto jest producentem, kto miksował?
Producentem płyty byłam ja sama. „Crossings Project” to w całości moje dziecko. Najpierw skomponowałam, potem zaaranżowałam, a na końcu wyprodukowałam i zaśpiewałam moje piosenki. Było przy tym mnóstwo pracy, ale dla mnie nie ma nic przyjemniejszego niż tworzenie muzyki. Nie interesuje mnie tylko śpiewanie. Muzyka jest całością. Chyba w tym przydaje mi się moje doświadczenie wypływające ze studiowania architektury…że umiem myśleć o muzyce wielowymiarowo, a tak właśnie powinien pracować producent muzyczny. Musi wiedzieć jakich kolorów, dynamiki, ekspresji czy frazy szuka. Zanim weszliśmy do studia wszystko miałam w swojej głowie. Pisałam kompozycje myśląc o muzykach, których na nią zaprosiłam. To było dla mnie niezwykle ważne, by czuli, że są niezastąpieni… że oni sami stanowią dla mnie niezaprzeczalną inspirację. W sumie na płycie zagrało 18 muzyków, pochodzących ze Szwecji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Hiszpanii, Meksyku oraz Polski, a sesje nagraniowe odbyły się w Szwecji, Niemczech, Polsce i USA. W gronie moich wyśmienitych gości znalazły się takie nazwiska jak m.in. Mike Stern – niegdyś grający u boku Milesa Davisa, jeden z trzech najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych gitarzystów jazzowych na świecie, Lars Danielsson – gwiazda wytwórni ACT, kontrabasista i wiolonczelista o międzynarodowej sławie – w Polsce znany dzięki współpracy z Leszkiem Możdżerem, John Taylor – legenda ECM’u, pianista należący do grona najbardziej wyrafinowanych muzyków w historii jazzu, Klaus Doldinger – założyciel słynnej jazzrockowej grupy Passport oraz twórca muzyki filmowej do takich obrazów jak m.in.: „Neverending Story” czy „The Boat”, Joo Kraus – znany młodemu pokoleniu jako założyciel przebojowej grupy Tab Two oraz meksykański perkusjonalista – Tomas Sanchez. W gronie wyśmienitych gwiazd znalazły się również polskie nazwiska takie jak: Marek Napiórkowski, Krzysztof Ścierański i Andrzej Olejniczek, a wszystko to w towarzystwie fantastycznego kwartetu smyczkowego filharmonii monachijskiej. Jednym słowem crème de la crème współczesnego jazzu – line up marzeń. Natomiast ostateczne brzmienie to wynik mojej współpracy z Martinem Waltersem, amerykańskim producentem muzycznym, wielokrotnym laureatem nagrody Grammy, wcześniej współpracującym z Terri Lyne Carrington przy „Mosaic Project” oraz Esperanzą Spalding i grupą Spyro Gyra. Specjalnie poleciałam do Stanów, by z nim pracować nad płytą, bo wiedziałam, że jest niezastąpiony. To właśnie Martin miksował i masterował płytę.

Jak to jest pracować z takimi gwiazdami światowego jazzu jak Mike Stern, Lars Danielson czy John Taylor? Jak dochodzi do takiej współpracy, dzwoni się do nich, pisze na Facebooku?
Dzięki temu, że płyta „Normal” odniosła sukces w Europie, zagrałam ze swoim zespołem duże trasy koncertowe po wielu topowych festiwalach jazzowych. Miałam możliwość poznawać takich artystów bezpośrednio. W naturalny sposób nawiązywały się relacje, które z czasem przeradzały się w przyjaźnie. Prawda jest taka, że miałam wielkie szczęście i nie musiałam zbyt długo namawiać ani Mike’a Sterna ani Larsa Danielssona do współpracy, gdyż znamy się już dobrych parę lat i w wielu momentach to oni mnie do tego namawiali. Właśnie Lars Danielsson był tym, który od początku mnie wspierał i mówił, że musimy coś zrobić razem. Naprawdę we mnie wierzy i to dało mi motywacje, by zrobić tak dużą, międzynarodową płytę jak „Crossings Project”. A jak się z nimi współpracowało? …Fantastycznie! Bo to nie tylko wielcy muzycy, ale i wielcy ludzie! Nie mogłam wybrać lepszych partnerów do tej płyty. Poziom ich zaangażowanie w tworzenie tego krążka nawet mnie samą zaskoczył. Nie odpuszczali ani na chwilę. Do samego końca dbali o brzmienie płyty. Konsultowałam z nimi wszystkie moje pomysły i te gorące dyskusje sprawiły, że płyta brzmi tak świetne – jest audiofilska.

Wytłumacz, mniej wtajemniczonym, na czym polega technika śpiewu, którą się posługujesz.
Posługuję się wieloma technikami wokalnymi, więc w paru słowach byłoby trudno to wszystko opisać. Na płycie śpiewałam zarówno jazzowo, jak i popowo czy wręcz klasycznie. Wydaje mi się, że przede wszystkim interesuje cię „scat”. Faktycznie jestem fanką takiego śpiewania, bo daje mi ono wolność i pozwala mi na traktowanie głosu w sposób instrumentalny. „Scat” wywodzi się bezpośrednio od Luisa Armstronga, który pewnego dnia, jak głosi historia, zapomniał na koncert trąbki…i ponieważ nie miał na czym grać, zaczął śpiewać to co normalnie by zagrał. „Scatując” używamy sylab, głosek i wszystkich innych onomatopei, które pozwalają nam uzyskać efekt instrumentu. Liczy się melodia i dźwięk, a nie tekst. Dzięki temu możemy improwizować tak samo instrumentaliści… co oznacza w praktyce, że możemy bawić się głosem na wszystkie sposoby. Możemy zaśpiewać jak trąbka albo saksofon, ale równie dobrze możemy zrobić z głosu instrument perkusyjny, naśladujący np. miotełki perkusisty. To fantastyczna gałąź wokalistyki, która pozwala na odnalezienie swojego prywatnego języka, gdyż „scat” jest bardzo indywidualny i każdy z wokalistów stosujących tę technikę robi to na swój oryginalny sposób, co jest meritum sprawy.

Za płytę Normal otrzymałaś nagrodę PAM London Awards i zostałaś wydana przez niemiecką wytwórnię, która zapewniła Ci, w ramach promocji, trasę koncertową po największych europejskich scenach jazzowych. Jak będzie wyglądała promocja płyty Crossing Project?
Płyta „Crossings Project” również będzie miała międzynarodową premierę i zostanie wydana w różnych krajach. Po za Europą bardzo zainteresowani są Japończycy, dlatego bardzo mnie to cieszy. Rozmowy trwają również z Amerykańskim wydawcą, dlatego trzymajcie za to kciuki, bo wydanie płyty w USA przez Europejczyka to nie lada rzecz. W Polsce płytę wydał EMI Music, dzięki czemu promocja w kraju jest naprawdę spora. EMI jest jednym z trzech głównych wydawców na naszym terytorium, co pozwala na większe działania. Singiel „The Magic of Life” codziennie leci w radiowej Trójce, która objęła płytę swoim patronatem i na którą można oddawać głosy w notowaniu Listy Przebojów Programu Trzeciego, do czego zachęcam. Poza tym płytę promuje już teraz jeden teledysk, a w nadchodzącym miesiącu, gdy tylko wiosenne słońce zawita do Gliwic, będziemy kręcić kolejny teledysk, tym razem w Gliwicach, którą są jednym ze sponsorów płyty. Fani mogą również obejrzeć krótki film „making of” pokazujący pracę na projektem Crossings, tak więc dzieje się sporo w tej kwestii. Oczywiście następnym krokiem będzie trasa koncertowa, która w tym momencie jest omawiana z organizatorami jazzowych festiwali w Europie. Wierzymy, że również w Polsce uda nam się zagrać koncert w całym składzie osobowym z płyty, włączając w to wszystkie gwiazdy. Oczywiście jest to kwestia zależna od finansów, ale mamy nadzieję, że chętni, by takie przedsięwzięcie sponsorować się pojawią. Może ktoś z Państwa czytając ma jakiś pomysł w tej sprawie. Jesteśmy bardzo otwarci, by o takich rzeczach rozmawiać.

Pamiętaj o obowiązkowych koncertach w Gliwicach. Za dwa lata powinniśmy już mieć ogromną halę widowiskową PODIUM. Na naszym Facebooku padł pomysł żebyś uświetniła jej otwarcie swoim występem. Co Ty na to?
Byłoby mi niezwykle miło zagrać dla mojej gliwickiej publiczności. Kto wie, może zwariowany pomysł z Facebooka się zmaterializuje… (śmiech). Uwielbiam grać w Gliwicach. Tu jest mój dom i moi przyjaciele. Nie gram tu za często, ale średnio raz do roku pojawiam się w 4art. Ostatni raz grałam w październiku 2012. To był koncert w duecie z Krzysztofem Ścierańskim. Było super. Lubię te koncerty, bo one mają dla mnie bardzo osobisty charakter. Przychodzi mnóstwo ludzi, których nie widziałam przez lata. Śpiewam wtedy tak naprawdę dla tych, którzy sprawili, że jestem tym kim jestem. Naprawdę urocze!

Występ z którym muzykiem jest Twoim największym marzeniem?
…oj…Trudne pytanie. Te marzenia się zmieniają. Kiedyś marzyłam, by zagrać z Larsem Danielssonem… i zagrałam… a nawet więcej, zamierzamy pograć razem dłużej. W Nowym Jorku Mike Stern zaprosił mnie, bym gościnnie zaśpiewała z jego zespołem w klubie 55 Bar na Manhattanie… a to też było moje marzenie… więc póki co jestem szczęściarą, naprawdę spełnioną szczęściarą. Wydaje mi się, że moim młodzieńczym marzeniem było od zawsze zaśpiewać duet z Alem Jarreau. Miałam już przyjemność spotkać się nim, ale póki co nie było pomysłu by go zaprosić. Zobaczymy co przyniesie los i jaką postanowię zrobić kolejną płytę. Wydaje mi się, że czas zweryfikuje moje marzenia.

Znasz polskie piekiełko, jak Twój sukces „znoszą” koledzy po fachu z dawnych lat?
Szczerze powiem, że nie wiem jak znoszą moje poczynania moi koledzy z dawnych lat, gdyż nie mam z nimi na co dzień kontaktu. Od paru lat otaczam się zaufanymi muzykami, z którymi stworzyłam fajne relacje. Bliscy są mi: Bernard Maseli, Marek Raduli, Krzysztof Ścierański, Andrzej Zielak, Przemek Kuczyński czy Tomas Sanchez i z nimi przede wszystkim się kontaktuje i rozmawiam na wiele tematów. To bardzo ważne, by mieć w życiu ludzi, z którymi można rozmawiać szczerze. Cała reszta to cała reszta. W Polsce niestety jest tendencja do tego, by trochę pogrążyć tego, któremu się udaje, zamiast cieszyć się jego szczęściem. Cudowne jest to, że miałam okazje ostatnio spędzić sporo czasu w Stanach i przesiąkłam ich podejściem do życia. Mimo iż rynek muzycznym jest tam bardzo zacięty, panuje w środowisku otwartość. Chodzi o to, by szanować się przede wszystkim nawzajem i szanować pracę kolegów po fachu. Nie ważne czy nam się podoba to co robią, to kwestia gustu. Ważne, by zrozumieć, że skoro ja jako artystka włożyłam tyle trudu i pracy w powstanie mojej płyty, to znaczy, że moi koledzy też musieli podobny nakład pracy włożyć i to powinno zasługiwać na szacunek – fakt, że komuś się chcę zrobić coś nowego… że cały czas szuka i walczy, mimo przeciwności losu, powinien być doceniany. To jest moje podejście w tej sprawie i chciałabym, by ten ludzki odruch się upowszechnił.

Czemu Karo a nie Karolina?
… no właśnie… A czemu Reni Jusis, a nie Renata Jusis? Albo czemu Maryla Rodowicz, a nie Maria Rodowicz…(śmiech). Tylko się przekomarzam. Prawda jest taka, że to się zaczęło w trakcie moich zagranicznych koncertów. Po prostu Niemcy czy Francuzi w naturalny sposobów, jak widzą imię Karolina, skracają je do Karo… i tak było właśnie ze mną. Mój niemiecki agent Ulrich Balss zawsze mówił do mnie Karo i podejrzewam, że w rozmowach z organizatorami festiwali tak mnie nazywał i tak też się przyjęło. Na plakatach w pewnym momencie zaczęło się pojawiać Karo zamiast Karolina, a ponieważ za granicą czytają moje nazwisko w anglojęzyczny sposób, brzmi to bardzo melodyjnie i tak było prościej. Z czasem koledzy w zespole tak do mnie zaczęli mówić, a potem cała reszta znajomych… i nie wiedząc kiedy stałam się Karo. Muszę jednak przyznać, że bardzo dobrze się z tym czuję. Od momentu wydania płyty „Normal” do premiery „Crossings Project” upłynęło sporo czasu, który mnie ukształtował. Na pewno jestem dzisiaj inną osobą, niż byłam trzy lata temu. To jak nowy początek i być może dlatego miałeś wrażenie, że tryskam energią i radością.

J. Wenderlich: „Będziemy stukać pięścią w stół”

0

Nie boi się pan, że to może być jeden z ostatnich wywiadów? W niektórych sondażach Zjednoczona Lewica nie przekracza wymaganego dla koalicji progu 8% poparcia. Nawet partia Ryszarda Petru dostaje więcej.
Ja się nigdy nie boję i wiem, że na opinie i moje, i kolegów mojej formacji – Zjednoczonej Lewicy – zawsze będzie zapotrzebowanie, bo jest tam szacunek dla wszystkich, nie ma kłótni, nie ma wrzasku, nie ma obiecanek bez pokrycia – jest dialog z ludźmi i chęć pracy. To zawsze zyskuje zwolenników. A ta formacja, którą pan wymienił i jakoby ona miała mieć 8-9%, no niech tak pozostanie, tyle że w sondażach. 



Może niskie notowania wynikają z takiego niezdecydowania – Lewica, zdaje się nie do końca wie jaka chce być – ta stara, „konserwatywna” czy już ta bardziej nowoczesna, liberalna.

Zjednoczona Lewica jest nowoczesna, pracowita i ma świetnych kandydatów. Kiedy jestem tutaj w Gliwicach, w Bytomiu, Zabrzu, kiedy czytam listy z tego regionu, to cieszę się, że tak często, jako swojaka zaczyna się traktować Tomasza Kalitę, który jest liderem naszej listy. Spotykałem się z załogą Bumaru, z wieloma pracownikami, tam jest dużo problemów nierozwiązanych, bo z samych obietnic rządowych Bumar-Łabędy nie wyżyje. Miło mi było, kiedy widziałem jakie jest tam zaufanie właśnie do Tomasza Kality. On wiele interwencji w sprawach związanych z tym regionem, m.in. Bumarem-Łabędy już podejmował.

wenderlich kalita morawiak

Tomasz Kalita to jest kolejna odsłona pokoleniowej zmiany?
Tomasz Kalita jest człowiekiem rzeczywiście swoistym, bo z jednej strony ma dużo doświadczenia, więc kiedy z nim rozmawiam, zasięgam jego rad w wielu sprawach, to wydaje mi się, że doświadczeniem jest równym mnie, ale z drugiej strony, kiedy on nadaje tempo w pracy, to wiem, że mnie tego tempa może już brakuje. To mi u niego imponuje, że on jest doświadczeniem stary a emocjami i pasją do pracy młody.



Rafał Ziemkiewicz

0

…TO JEST SPOSÓB MYŚLENIA, KTÓRY ZWALCZAM.

Po publikacji artykułu zapowiadającego Pańską wizytę w Gliwicach, wśród mieszkańców pojawiły się głosy oburzenia. Padały hasła, że Dmowski to antysemita i nacjonalista – zatem po co podejmować ten temat?

To typowa wiedza tych wszystkich osób, które nigdy nie pofatygowały się, aby przeczytać choćby jedną literkę ze słów Dmowskiego. Dlatego możemy śmiało powiedzieć, że ich wiedza jest warta tyle samo co gadanie, iż nie ma sensu wracać do tematu katastrofy w Smoleńsku, bo przecież wszystko zostało już zbadane! W końcu oni to wiedzą od swoich autorytetów, to są informacje, w które wierzą. Jeśli jednak ktoś ma na tyle, że tak powiem „samodzielności umysłowej”, że chciałby się samemu przekonać ile jest prawdy w takim stereotypie, to mimo wszystko zachęcam serdecznie do zapoznania się z elementarną wiedzą na ten temat.

Tak jak przed wojną opracowany m.in. przez Dmowskiego program Obozu Wielkiej Polski, miał zjednoczyć prawicę, tak teraz tę rolę miał odegrać marsz „Obudź się Polsko”. Czy według Pana Polska się obudziła?
Ja nie lubię tej strasznej metafory z budzeniem. To sposób myślenia, który zwalczam. To sposób myślenia cokolwiek magiczny. Zakłada on, że do Polaków nie dotarło to, iż mają władzę cwaniacką, złodziejską i jak się im to powie to nagle się obudzą. Oni doskonale wiedzą, że mają cwaniacką i nieudolną władzę, ale ją akceptują. Godzą się na to na zasadzie mniejszego zła. Taki stan rzeczy wynika z wielu nawyków szeregu nawyków kulturowych i historycznych. Zresztą warto zauważyć, że ten stan rzeczy ulega powoli zmianie. Sądzę, że aby polska prawica mogła się zjednoczyć, to najpierw musi się zjednoczyć jej elektorat. Jeśli ludzie zaczną się organizować na własną rękę, poza partyjnymi strukturami, zmusi to liderów politycznych do zacieśnienia współpracy. To znowu doprowadzi do podjęcia działań, zabiegający o prawicowy elektorat. Jestem pewien, że wtedy nie będą potrzebne emocjonalnie nacechowane hasła nawołujące do zjednoczenia przeciwko obecnie rządzącym.

A jednak takie emocjonalne hasła działają na wyobraźnię Polaków. Doskonałym przykładem jest przemówienie wygłoszone przez Piotra Dudę – przewodniczącego Solidarności. „Trąci” trochę demagogią.
Osobiście nie uważam, aby jego słowa były aż tak demagogiczne. Mówił m.in. o powrocie do starych zapisów ustawy o wieku emerytalnym. Również nie zgadzam się z obecnymi rozwiązaniami podwyższającymi wiek emerytalny bo to tak pomaga jak ratowanie gospodarki przez podnoszenie podatków. W takich przypadkach potrzeba reform. Działań długofalowych, a nie pojedynczych zrywów. Brakuje nam konkretnych rozwiązań systemowych, które rozwiążą trapiące Polaków problemy. To jest właśnie doskonały grunt do zjednoczenia polskiej prawicy.

B. Dziuk: „Uchroniłam już wiele szpitali przed dziką prywatyzacją”

0

Do wyborów został miesiąc. My będziemy rozmawiać z politykami, Wy podejmiecie decyzję. W kolejnym już odcinku tej serii Marek Morawiak rozmawia z Poseł na Sejm RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, Barbarą Dziuk.
Poprzednie rozmowy zobaczysz tutaj: #WYBORY2023

Zmiana na stanowisku rektora Politechniki. Profesor Czornik chce nowej jakości

651

W środę, 20 kwietnia odbędą się wybory rektora Politechniki Śląskiej. O tym kto pokieruje uczelnią przez najbliższe cztery lata zdecyduje 180 elektorów

Małgorzata Socha

0

Pani Małgorzata opowiedziała nam o swojej działalności w fundacji „Dr. Clown”

Jak rozpoczęła się Pani historia z fundacją „Dr. Clown”?
Zaczęła się od zaproszenia Kasi Butowtt, która od wielu lat współpracuje z fundacją i jest niezwykle zaangażowana we wszystkie akcje. Kiedyś poszłyśmy razem na oddział, aby dać trochę uśmiechu dzieciom. To wszystko tak bardzo mnie zauroczyło, że postanowiłam w tym uczestniczyć. Mam poczucie, że w realny sposób przyczyniamy się do czegoś bardzo wielkiego i dobrego. W czasie akcji mogę wykorzystać swoją rozpoznawalność, aby pomagać najmłodszym.

Zatem w jaki sposób pomagacie Państwo dzieciom?
Chcemy je rozbawiać i odciągnąć ich uwagę od choroby, bo wiadomo, że nie ma nic lepszego od śmiechu. Dobre samopoczucie to już połowa sukcesu w leczeniu, co zresztą potwierdził ordynator oddziału dziecięcego. Współpraca z „Dr. Clown” jest mi o tyle bliska, że ja bardzo lubię rozśmieszać ludzi. Mogę dodać, że mam magistra z clowna (śmiech). Najcenniejsza jest właśnie ta radość. W ten sposób możemy bezpośrednio poprawić kondycję dzieci i pomóc tym samym w walce z chorobą. Maluchy często są w złym stanie psychicznym i z pewnością w takich przypadkach najlepszym lekarstwem jest śmiech! W fundacji działam już od kilku lat i czuję, że fundacja zyskuje na popularności. Ludzie, którzy spotkali się z wolontariuszami mają do nas coraz większe zaufanie. Wiedzą, że nasza praca i każda przekazana złotówka dają konkretne korzyści. Nie jest tak, że wpłaca się jeden procent i potem nie wiemy co się z tymi środkami dzieje. Nigdy nie wiadomo kiedy ktoś z naszych bliskich będzie potrzebował pomocy. Wtedy wsparcie ze strony fundacji jest ogromne. Nie ma nic gorszego niż sytuacja kiedy zaczynają chorować dzieci. Po prostu za jeden uśmiech można oddać wszystko, każdy nasz czerwony nosek.

Każdy może zostać clownem?
Muszę zaznaczyć, że nie jestem jeszcze do końca clownem (śmiech), aby nim zostać trzeba przejść odpowiedni kurs i szkolenia. Nie każdy może nim zostać, liczą się odpowiednie predyspozycje. Najważniejsza w tym wypadku jest empatia, która pozwoli poświęcić cząstkę siebie innym. Staram się promować fundację swoją twarzą i nazwiskiem. Zawsze apeluję, aby oddawać co roku swój jeden procent i sama przekazuję środki na rzecz „Dr. Clown”.

Miała już Pani okazję, aby zwiedzić Gliwice?
Gliwice mnie bardzo pozytywnie zaskoczyły. Jestem zauroczona pięknym średniowiecznym rynkiem i cudowną panoramą miasta, którą miałam okazję zobaczyć z wieży kościoła p.w. Wszystkich Świętych. Jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo urozmaicony jest krajobraz Śląska. Zawsze z wielką przyjemnością odwiedzam Gliwice i sądzę, że może uda się nam organizować takie akcje częściej. Na koniec chciałabym życzyć wszystkim maluchom dużo zdrowia. Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w zupełnie innych okolicznościach!

COVID-19. Istnieje metoda, która pozwala wzmocnić organizm

0

– Z moich doświadczeń wynika, że możemy działać na trzech etapach przy COVID-19. Przede wszystkim budując odporność, zanim ktoś zachoruje. Dla mnie, jako lekarza, oczywiście najważniejsza profilaktyka – mówi dr Joanna Gawlikowska. W katowickiej klinice Vitalea, przy zastosowaniu ozonoterapii pomaga dojść do zdrowia osobom, które stoczyły walkę z koronawirusem.

Na czym polega terapia pocovidowa przy wykorzystaniu ozonu? Jak wyglądają terapie ozonem dedykowane pacjentom, którzy przeszli koronawirusa?

Pacjent w klinice przychodzi do mnie na konsultację, która niewiele kosztuje jest, co uważam jest naprawdę korzystne, bo w większości klinikach trzeba za nią słono zapłacić. Poświęcam pacjentowi tyle czasu ile potrzebuje. Proszę by przyniósł aktualne wyniki badań, jeśli je posiada. Z reguły konsultacja ze mną trwa około 30 minut, rozmawiamy o wszystkich jego problemach zdrowotnych. Zawsze proszę, żeby pacjenci, którzy przychodzą na ozonoterapię byli nawodnieni lub nawodnimy ich w klinice. Jeśli pacjent nie pije wody, ciężko jest pobrać odpowiednią ilość krwi. Pielęgniarki w klinice zakładają pacjentowi wenflon i podłączają go do zestawu, dzięki któremu pobierana jest krew. Cały zestaw podłączony jest do maszyny do ozonoterapii, która po włączeniu ozonuje pobraną już krew. Dzięki temu zwiększa się ilość tlenu uwalnianego przez krwinki czerwone, co pozwala na dotlenienie wszystkich tkanek organizmu oraz zapobiegnięcie hipoksji. Później w tym samym trybie krew jest z powrotem podawana pacjentowi. Cały zabieg trwa około 15 min.

Tylko 15 minut? Dosyć krótko

Tak, zawsze zachęcam, żeby pacjenci po ozonowaniu zdecydowali się jeszcze na kroplówkę z glutationem czy witaminą C, jako wspomagającą. Duże ilości witaminy C również działają uodparniająco i może przyczynić się do zapobiegania zakrzepicy. Całość po prostu rozbija agregację krwi, która jest tak bardzo niebezpieczna dla zachorowań na Covid.

W jaki sposób ozon wzmacnia organizm? Co daje?

Ozon jest wzbogaconą formą tlenu. Niektórzy mówią, że jest najskuteczniejszym istniejącym środkiem antywirusowym, przeciwbakteryjnym – antyseptycznym. Nie tylko działa na koronawirusa, ale także na większość drobnoustrojów. Sam ozon jako ozonoterapia, czyli hemotransfuzja krwi, ma działanie przeciwzapalne i przeciwbólowe, dzięki czemu modeluje wrodzoną i nabytą odporność. Ozon ma także zdolność oksydacyjną, co ma kluczowe znaczenie, ponieważ jeśli ktoś zachoruje na COVID-19, ona hamuje i zmniejsza stres oksydacyjny, który odpowiada za nasz stan w trakcie tej choroby. Zdolność oksydacyjna, którą zawiera ozon powoduje praktycznie wszystkie działania sprzyjające przenoszeniu tlenu do czerwonych krwinek oraz zdolność aktywacji metabolizmu.

Czyli dzięki ozonoterapii możemy uchronić się przed koronawirusem?

Z moich doświadczeń wynika, że możemy działać na trzech etapach przy COVID-19, ale przede wszystkim budując odporność, zanim ktoś zachoruje. Profilaktyka zdrowia oraz budowanie odporności są kluczowe. Druga rzecz to jest niszczenie wirusa, na etapie, gdy my jeszcze nie wiemy, że jesteśmy chorzy, ale mieliśmy kontakt z osobą zakażoną. Zwykle do zachorowania COVID-19 dochodzi 7 dni po kontakcie, ale są też doniesienia o 10 dniach a nawet dwóch tygodniach. Poddając się ozonoterapii, możemy „dezaktywować” tego wirusa, nie dochodząc do etapu, gdy będzie u nas powodował objawy.

A trzeci etap? Rozumiem, że dotyczy leczenia powikłań pocovidowych

Kolejną rzeczą jest sytuacja, w której możemy nasz stan zdrowia poprawiać po przejściu COVID-19. Tacy pacjenci powinni wzmacniać swoją odporność, ponieważ jest znacznie słabsza. Dla mnie jako lekarza oczywiście jest najważniejsza profilaktyka, dlatego zalecam najbardziej pakiet antycovidowy, czyli działanie przed zarażeniem. Nikt nie wie jak do końca zachowuje się ten wirus, czy nie zostawia jakiś śladów w organizmie, które ujawnią się po spadku odporności, dlatego zaleca się terapię ozonową, żeby tę odporność zwiększyć.

Jakie są jeszcze najczęstsze powikłania po COVID-19?

Najgorszą jest mgła mózgowa – stan, w którym nie do końca nasz układ nerwowy działa tak jak należy i to ludziom bardzo przeszkadza. Niektórzy mają problemy z układem oddechowym. Dużo jest przypadków z zaburzeniami rytmu serca, mimo wcześniejszego braku chorób współistniejących, dlatego pacjentom po koronawirusie zalecam zrobienie badania EKG i RTG płuc. Tłumaczę pacjentom, żeby nie bagatelizowali tej choroby – nie dość, że mogą ciężko przechodzić COVID-19, to na dodatek trudno będzie im później dojść do zdrowia. Niektórzy pacjenci, którzy przeszli koronawirusa, nawet w miarę łagodnie, potem nie byli w stanie w ogóle uprawiać sportu, biegać, co niegdyś robili. Jedna pacjentka mówiła, że nie była w stanie pójść z psem na dłuży spacer. To były młode dziewczyny, które były wcześniej zdrowe.

Kto w takim razie najbardziej jest narażony na powikłania?

Cukrzyca bardzo zwiększa ryzyko ciężkiego przejścia. Sama waga w sobie powoduje problemy z oddychaniem. Ludzie, którzy mają nadwagę lub cierpią na otyłość są najbardziej narażeni na ciężkie przejście COVID-19. Poza tym podobnie większość chorób przewlekłych tzw cywilizacyjnych, jak hiperlipidemia, choroba niedokrwienna serca, wspomniana cukrzyca i nadciśnienie.

Ile należy wykonać takich terapii, żeby dojść do zdrowia?

Ciężko powiedzieć. W Polsce to nie jest terapia standardowa, za to we Włoszech i Hiszpanii jest bardzo popularna a bardzo zaczęto ja włączać w cykl leczenia jak zaczęła się epidemia. W tych krajach ozonoterapia jest bardzo rozwinięta. Są przypadki, w których szczególnie należy skupić się na ozonie. Zalecam zrobienie dziesięciu terapii minimum. Profilaktycznie spokojnie można raz na tydzień. Po koronawirusie na pewno dwa lub trzy razy w tygodniu. Próbowałabym dojść nawet do dwudziestu terapii ozonowych.

„Po godzinach” odc. 2: minister sprawiedliwości Borys Budka, Platforma Obywatelska

26

To pierwszy taki program w Gliwicach. Realizowany przez dwie redakcje Dzisiaj w Gliwicach oraz infogliwice.pl

Dzisiaj naszym gościem jest były minister